środa, 29 października 2014

Football game & Hoboken

Hi there!

Dlaczego football amerykański nazywa się tak jak się nazywa? Tego nie wie nikt. Nawet sami Amerykanie.
Pójście na mecz, będąc tutaj w Stanach to must do. Poszliśmy i my. Starcie NY Jets vs. Buffalo Bills. Spotkanie odbywało się na stadionie tych pierwszych, stąd ich kibice byli większością. Zanim jednak znalazłam się na trybunach host wytłumaczył mi zasady gry, za co mu chwała, a dziewczynki uprzedziły, że fani Jetsów są głośni. Powodów do wiwatów jednak nie mieli, a wręcz ostentacyjnie pokazywali swoje niezadowolenie z porażki, opuszczając stadion na długo przed końcem gry. 



Jak wrażenia?
Zdecydowanie warto było się wybrać i zobaczyć na żywo najpopularniejszy sport w USA. Sam football jest mocno przereklamowany. I komercyjny. Mecz trwa godzinę (4 x 15 min.). W rzeczywistości rozciąga się to mocno w czasie. Zawodnicy mają zdecydowanie więcej przerw niż teoria zakłada (czyli po połówce oraz po 1 i 3 kwadransie). Co chwilę obgadują taktykę, gdzieś tam się szwędają, a kibicom w tym czasie serwowane są reklamy na ekranach telebimów. Na boisko wywołują kolejnych zwycięzców jakichś konkursów, orkiestra musi mieć swoje 5 minut, zapraszają 2 dziewczynki do obejrzenia krótkiego filmu, na którym ich mama służąca w armii pozdrawia je i przeprasza, że nie może być z nimi, a po chwili robi im niespodziankę i wpada na murawę. Wzruszające. Ale jak to się ma do sportu?
Wracając do wspomnianych wcześniej przerw, football amerykański w porównaniu do piłki nożnej nie jest tak dynamiczny. Zawodnicy nie są w ciągłym ruchu. Rozmawiałam na ten temat z hostem i kompletnie się z tym zgodził. Powiedział, że piłkarze z pewnością mają lepszą kondycję.


O co tyle hałasu?
A więc co sprawia, że Amerykanie tak się jarają futbolem, a z kolei prawdziwy football (Amerykanie kontra reszta świata haha) nie jest aż tak popularny w Stanach? Po raz kolejny oświecił mnie host. Otóż cały ambaras tkwi w tym, że zawodnicy footballu amerykańskiego postrzegani są jako twardziele, podczas gdy piłkarze to takie cioty udające, że ich coś boli. Druga sprawa to oszukiwanie - wg Amerykanów wymuszanie fauli jest nie fair. Jako, że Ameryka jest strażnikiem sprawiedliwości, w takie coś bawić się nie będzie. Zgadnijcie jak tłumaczą się po tym, kiedy ich drużyna odpada z Mistrzostw Świata (w piłce nożnej rzecz jasna)... To dlatego, że oni nie kładą się na murawie z byle powodu, kątem oka spoglądając czy sędzia widzi ich cierpienie. Yeah right. Ktoś tu potrafi zaakceptować brutalne zagrywki, ale z brutalnymi zasadami ma już problem.

Pomijając moje wywody, które zresztą radziłabym traktować trochę z przymrużeniem oka, był to bardzo udany dzień. Przyzwyczaiłam się już, że teraz moje życie toczy się tutaj, ale takie chwile przypominają mi o tym jaką szczęściarą jestem. Bo mogę żyć tym amerykańskim życiem i robić wszystkie te rzeczy, o których jeszcze lekko ponad pół roku temu nieśmiało marzyłam. Z ukochaną osobą u boku.

Pierwsze amerykańskie donuts! Nasze zaopatrzenie na mecz ;)
W tle widok na Manhattan <3
A po meczu pojechaliśmy do Hoboken.


Have a nice Wednesday!
xo

2 komentarze: